Afryka
Afryka, zwana Czarnym Lądem, jest najbiedniejszym i najsłabiej rozwiniętym z zamieszkałych kontynentów. Ponad połowa państw Afryki ma PKB na mieszkańca poniżej 1600 dolarów. Ludzie wciąż umierają z tak błahych powodów jak głód, pragnienie lub liczne epidemie chorób zakaźnych, na które w Europie dawno stosuje się szczepienia. Kraje afrykańskie wyniszczane są przez krwawe wojny klanowe, junty wojskowe lub zbrojne mafie. Nie brakuje jednak głosów, iż Afryka zaczyna wchodzić w okres szybkiego rozwoju i wzrastającego dobrobytu. Szczególnie widoczne jest to w państwach o stosunkowo stabilnej sytuacji politycznej i wielu kontaktach zagranicznych takich jak Namibia, Libia, Gwinea Równikowa, RPA czy Algieria. Źródłem wzrostu gospodarczego są tu jednak bogactwa naturalne a nie zwiększenie produkcji czy inwestycji zagranicznych. W rzeczywistości większość kontynentu to Zapomniany Ląd.
Afryka to kontynent o bardzo niekorzystnym klimacie, nieżyznych glebach, dużej podatności na epidemie, susze, i głód. Takie warunki nie sprzyjają powstawaniu potężnych, stabilnych państw. Większa część Afryki od zawsze podzielona była na tysiące klanów czy państewek bez tradycji politycznych, bez formalnych granic lub administracji. Ich zalążki zaczęły pojawiać się wraz z falą kolonializmu w XIII i XIX wieku, gdy ówczesne europejskie mocarstwa - Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Belgia czy Holandia zainteresowały się Czarnym Lądem. Najważniejsze dla nich były wybrzeża, o bardziej sprzyjającym klimacie i dużych zasobach drogocennych minerałów i metali, owoców, bakalii. Wewnętrzna część Afryki zajmowana była często tylko dla prestiżu, toteż tereny te były traktowane potem ,,po macoszemu” - nie inwestowano w ich rozwój ani bezpieczeństwo. Tragiczne w skutkach było wytyczanie granic bez uwzględnienia etnicznego podziału ludności. Przykładem może być terytorium dzisiejszej Ruandy, zarządzanej przez Belgów, gdzie dwa wrogie plemiona: Hutu i Tutsi, musiały koegzystować w strefie narzuconej przez najeźdźców.
Razem z końcem drugiej Wojny Światowej zakończyła się epoka europejskiej dominacji na świecie. W Afryce stało się jasnym, iż dawne kolonie zapragną niepodległości. Biali kolonizatorzy nie próbowali nawet protestować - Afryka nie była już w polu ich głównych zainteresowań. Szlachetne minerały zaczynały być zastępowane syntetykami; Bliski Wschód stał się głównym dostarczycielem ropy. Kolonie w Afryce stały się kosztownym, nieprzynoszącym zysku biznesem. Dodatkowo, biznesem prowadzonym w większości przez nieudaczników - europejskich oficerów, biznesmenów czy quasi - naukowców. Zesłani na Czarny Ląd, nie potrafiąc wykazać swojej przydatności na Starym Kontynencie, świetnie reprezentowali europejskie, nie zawsze legalne interesy. Jako generałowie, gwarantowali sobie przychylność miejscowej ludności wybierając z nich swoich doradców i oficerów. Ludność miejscowa, w większości słabo wykształcona i mało zorientowana w świecie wielkich interesów, z wdzięczności za wyciągnięcie z biedy pozostawała wierną strażą przyboczną. Jednocześnie łatwą do kierowania i manipulowania. Z czasem Europejczycy zaczynali całkowicie wycofywać się z Afryki, awansując swoich protegowanych jeszcze wyżej - głównie na stanowiska generałów, którzy mieli być przeciwwagą dla nowych politycznych liderów, gdyby Ci zechcieli odseparować się od Europy.
Dawne kolonie kolejno ogłaszały powstanie niepodległych republik, a ich prezydentami i premierami często stawali się wykształceni ludzie, nauczyciele ze szkoł misyjnych czy absolwenci renomowanych uniwersytetów. Przykładem mogą być tacy przywódcy jak Ben Bella w Algerii, Julius Nyerere w Tanzanii czy Milton Obote w Ugandzie.
W 1963 roku w Addis Abebe, stolicy Etiopii, miało miejsce spotkanie Organizacji Jedności Afrykańskiej celem utworzenia Karty Afryki. Problemem było to, że żaden z przywódców 32. niepodległych już wtedy, państw nie miał pomysłu, jak powinna ona wyglądać. W końcu, po naciskach Juliusa Nyerere, Karta powstała. Postanowiono, że dawne granice kolonialne przyjęte zostały za obowiązujące granice nowych państw. Jest to dowodem, jak bardzo zdezorientowani byli ówcześni afrykańscy liderzy, jak mało mieli pomysłów na to, co począć z tą Nową Afryką. Jak już wspomniałem, “stare-nowe” granice nie respektowały etnicznego podziału Afryki, co samo w sobie było bardzo konfliktogenne. Niejmniej, do końca lat 60. Afryka prawie całkowicie wyzwolona została z kolonialnych kajdan. Niestety, mimo wysiłków polityków, sytuacja gospodarcza Czarnego Lądu była tragiczna, szczególnie po klęsce suszy około roku 1970, w wyniku której z głodu i pragnienia zmarły miliony ludzi.
Reszta świata, zajęta obserwowaniem śmiertelnej gry między USA a Związkiem Radzieckim, zapomniała o Afryce. Generałowie, którzy w Afryce mieli być marionetkami w rękach Białych, zapragnęli władzy. Wykorzystując poparcie armii i ludu zaczęli obalać rządy i wprowadzać dyktatury. Dyktatury te dziś zaliczane są do najczarniejszych rozdziałów historii świata i na zawsze pozostawiły piętno na Afryce. Dopiero w latach 80. świat zaczął uświadamiać sobie horror mieszkańców Afryki. Poczucie współodpowiedzialności wielkich mocarstw za tragedie Czarnego Lądu doprowadziło do usunięcia krwawych reżimów przy pomocy amerykańskich, sowieckich czy europejskich wojsk.
Na tym jednak ,,spłacanie długów” się zakończyło, a Afryka znowu została zostawiona sama sobie. Dopiero definitywny koniec Zimnej Wojny wprowadził na arenę stosunków międzynarodowych nowe zagadnienia, takie jak pomoc dla krajów Trzeciego Świata. Realizm przestał być główną ideologią polityczną, wzrosła rola ONZ. Do państw afrykańskich zaczęła napływać pomoc humanitarna z całego świata, zachodnie rządy wysyłały wojska mające przywracać pokój w krajach ogarnięty wojnami cywilnymi i pilnować uczciwości wyborów.
XXI wiek przyniósł kolejne zmiany - Bliski Wschód zaczął być regionem wojennym, co podniosło zdecydowanie ceny ropy. Amerykanie musieli zainteresować się nowymi źródłami tego surowca - na przykład w Nigerii. Rosja i Chiny - kraje, których gospodarka przeżywa ponowny rozkwit, zaczęły doceniać inne bogactwo Afryki. Mieszkańcy Afryki to prawie 15% populacji planety, co zapewnia ogromny rynek zbytu dla tanich produktów, szczególnie z metką ,,made in China”. Wzrost popytu na tanie i miernej jakości produkty stworzył żmudne przekonanie, że większość z 53 afrykańskich krajów przeżywa gospodarczy boom.
Niestety, w rzeczywistości wzrost dobrobytu odczuwają tylko mieszkańcy dużych miast w nielicznych państwach, na przykład RPA i Kenii, podczas gdy codziennością większości z 900 milionów Afrykańczyków w dalszym ciągu są wojny, głód, analfabetyzm i skrajna bieda - szacuje się, że około 36% ludności Czarnego Lądu żyje za mniej niż dolar dziennie, a Afryka ogólnie jest biedniejsza niż 30 lat temu.
Czy ta sytuacja może ulec poprawie? Przykład Etiopii, państwa, które po okresie krwawych dyktatorskich rządów, pomimo ciągłych klęsk suszy i epidemii, zaczyna powoli się odbudowywać, udowadnia, że może. Niektórzy teoretycy Stosunków Międzynarodowych, twierdzą, że ogromne dysproporcje w poziomie życia między bogatymi a biednymi krajami doprowadzą w ostateczności do wielkiej wojny. Wydarzenia 9/11 podawane jest jako zapowiedź takiego konfliktu. Teoretycy uważają więc, że w interesie bogatego Zachodu leży to, by Afryka podniosła się z kolan. Jak to osiągnąć? Kwestia ta jest niebywale złożona, jednak możemy wyszczególnić kilka metod, które mogą być skuteczne.
Niewątpliwie bardzo duże znaczenie w rozwoju Afryki może mieć edukacja. Edukacja w Afryce, jak i o Afryce. Zalety wykszałconych mas, jak i elit politycznych są oczywiste. Na kontynencie takim jak Afryka powinny mieć nawet podwójną wartość. Nawet podstawowa edukacja pozwoliłaby ludności afrykańskiej uwolnić się, chociażby częściowo, od trybalizmu i rozwinąć świadomość narodową. Wyedukowana klasa robotnicza i kierownicza byłaby w stanie odbudować gospodarkę. Profesjonalni politycy, rozumiejący i szanujący prawa, którymi rządzi się Afryka, lecz jednocześnie postępowi i potrafiący odnaleźć się na międzynarodowej scenie politycznej, mogliby nawiązać wiele korzystnych kontaktów i zapewnić stabilność wewnętrzną poszczególnych państw. Ponadto, takie społeczeństwa są bardziej odporne na rozwój tak niebezpiecznego dziś radykalizmu - religijnego, etnicznego czy społecznego. Przykładem takich rezultatów jest wspomniana już Etiopia z Malesem Zenawim na czele, RPA z Nelsonem Mandelą czy Botswana z Festusem Mogae. Z tym trzech Etiopia należy do bardzo biednych krajów, jednak dzięki mądrym reformom rządu zaczyna rozwijać się w dobrym kierunku. Pamiętać należy, że proces edukacji społeczeństwa musi obejmować całą ludność; wszystkie klasy. Milton Obote, chociaż sam świetnie wyedukowany, nie zdołał zrobić wiele w szerszej perspektywie dla niewykształconego ludu Ugandy. Co więcej, został dwukrotnie obalony.
Większość Europejczyków, kojarzy nazwiska Amina, Kadafiego lub słyszała coś o konflikcie w Darfurze. Znacznie mniejsza już część zna przyczyny Drugiej Wojny Kongijskiej (1998-2003) - najkrwawszego konfliktu od czasów Drugiej Wojny Światowej! Poziom wiedzy o Afryce w przypadku przeciętnego Kowalskiego jest niski. Wpływa to w oczywisty sposób na politykę naszych rządów wobec krajów Trzeciego Świata, które, nie czując presji ze strony społeczeństwa, często nie przejmują się wydarzeniami w Afryce. Media spełniają swoją rolę, reporterzy pokazują nam, co ,,tam” się dzieje, lecz niewielu potrafi to dobrze zinterpretować. Widoczne było to szczególnie w czasie Zimnej Wojny, ale i w Nowym Porządku można znaleźć wiele przykładów na ,,odwracanie wzroku” przez bogate kraje w obliczu afrykańskich tragedii - chociażby w czasie czystek etnicznych w Ruandzie w 1994, gdzie zareagowały one właściwie dopiero pod koniec masakry (z chwalebnym wyjątkiem Kanady), za późno dla około 800 tysięcy ludzi.
Rządy, które postanowiłyby pomóc Afryce, powinny zwrócić szczególną uwagę na politykę dużych międzynarodowych firm handlowych i farmaceutycznych. Afrykańczycy skarżą się, że szukające jeszcze większych zysków koncerny, na przykład importujące kawę z Etiopii, wprowadzają zmiany, które skutkują w zmianie cen sklepowych o przysłowiowe ,,parę groszy”. Jednocześnie wpływają one negatywnie na życie 15 milionów Etiopczyków utrzymujących się z jej eksportu. Zdecydowanie tragiczniejsza w skutkach jest postawa firm farmaceutycznych. Po opracowaniu lekarstwa na kolejną chorobę zbierającą krwawe żniwo w Afryce, zazdrośnie chronią tajemnicy produkcji tego środka. Dzięki temu mogą dyktować ceny lekarstw, które często są zdecydowanie zbyt wysokie na afrykańskie realia. Skutki? Fakt, że rocznie w Afryce prawie milion dzieci poniżej 5. roku życia umiera na malarię powinien być wystarczająco wymowny.
Jednym z większych problemów Afryki jest jej podatność na klęski suszy, pociągające za sobą głód. Wiele regionów kontynentu, również tych zamieszkałych przez ludzi, nie ma dostępu do wody pitnej. To z kolei tworzy warunki dla rozwoju epidemii. Bardzo ważnym zatem elementem jest mądre wykorzystanie dostępnych wód (rzek, jezior i źródeł podziemnych) poprzez budowę studni, zapór wodnych lub systemów melioracyjnych. Przeszkodą po raz kolejny są pieniądze. Inwestycje wymagają ogromnych nakładów finansowych, na które afrykańskie państwa bardzo często nie mogą sobie pozwolić bez pomocy bogatszych partnerów z Ameryki, Europy lub Chin.
Oblicza się, że w Afryce istnieje dziś około 1500 grup etnicznych, które używają około tysiąca różnych języków. Część z tych grup jest historycznie wrogo nastawiona do innych. Często, jak wspomniane już Hutu i Tutsi, znajdują na terytorium jednego państwa. Prowadzi to do krwawych wojen domowych. Jeszcze większym zagrożeniem jest to, że niektóre z grup etnicznych rozlokowane są na obszarze granicznym kilku państw. Konflikt z inną grupą zaowocować może w międzynarodowej wojnie, gdyż plemiona często lekceważą swoją państwowość. Państwa natomiast nie mogą zlekceważyć faktu, iż część ich obywateli zaczyna walczyć ze swoimi etnicznymi wrogami z innego kraju. Przykładem takich konfliktów jest w pewnym stopniu Druga Wojna Kongijska lub napięcia między Ugandą a Sudanem w sprawie bojówek mniejszości Atocholi (która zajmuje północ Ugandy i południe Sudanu), które rozpętały wojnę domową. Trybalizm ponadto obniża szanse rozsądnych polityków na dojście do władzy. Bardzo często w przypadku wyborów poszczególne plemiona głosują wyłącznie na swoim pobratymców, niezależnie od ich kwalifikacji. Praktyka pokazuje, że jedną z niewielu stosunkowo skutecznych metod walki z z wadami trybalizmu, obok powszechnej edukacji, jest wprowadzenie federalizmu. Podzielenie państwa na prowincje (akceptujące chociażby najbardziej znaczące granice etniczne) i przyznanie im pewnej samodzielności pozwoliło nieznacznie powstrzymać konflikty etniczne w Etiopii od 1991 roku, w Tanzanii od 1964 roku, RPA od 1994 roku czy w Ugandzie w latach 1962-1966. Oczywiście, za miarę sukcesu uznaje się różnicę między liczbą konfliktów, które wystąpiły w innych krajach w tym czasie a liczbą tych, które wybuchły w federacjach.
Na początku tego referatu wyraziłem powątpiewanie w teorię o “boomie gospodarczym” Afryki i jest wchodzeniu w Złoty Wiek. Nie oznacza to jednak, że uważam, iż Afrykę czeka gospodarcza zagłada. Nie możemy zapominać, że lata 70. i 80., dla wielu afrykańskich państw naznaczone były rządami dyktatorów-tyranów, które zostawiły jest w tragicznej sytuacji. Niecałe 20 lat to zbyt mało, by ten kontynent odbudował się w zadowalającym stopniu. Wielu specjalistów uważa, iż sam fakt, że niektóre państwa powoli zaczynają pokazywać oznaki normalnego funkcjonowania jest dowodem, że ,,życie po śmierci istnieje”. Afryka zdecydowanie potrzebuje pomocy bogatszych kontynentów. Bez tego jej rozwój może się zatrzymać, gdy Afrykańczycy, zniechęceni niedolą, kolejny raz wpadną w ramiona wojskowych reżimów i etnicznych walk. Ale czy ,,nasz” świat dorósł do tego, by wyciągnąć pomocną dłoń w kierunku Afryki? Chyba już najwyższa pora.
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |